Edward Dziewoński: Był bardzo kochliwy. Ustatkował się dopiero u boku czwartej żony
Zmarły w 2002 roku Edward Dziewoński - znakomity aktor i reżyser, twórca kabaretu "Dudek" i założyciel stołecznego Teatru Kwadrat - miał opinię mężczyzny niezwykle skutecznego w uwodzeniu kobiet, zwłaszcza sporo od niego młodszych. "Miał dość intensywną ciekawość do pań" - powiedział o nim pisarz Tadeusz Konwicki. "Jego się nie dało nie kochać" - stwierdziła z kolei, wspominając go w wywiadzie, Ewa Wiśniewska.
Edward Dziewoński często mawiał, że "jedyne życie, jakie ma sens, to życie towarzyskie". Aktor był gawędziarzem, potrafił w mig rozruszać nawet najnudniejszą imprezę, a z anegdot, którymi sypał jak z rękawa, śmiała się cała artystyczna śmietanka Warszawy.
Twórca legendarnego "Dudka" był też wielkim uwodzicielem. Kochał kobiety i naprawdę potrafił okręcać je sobie wokół małego palca. W jego towarzystwie wciąż widywane były coraz to młodsze i piękniejsze dziewczęta.
"Przez długi czas nigdy nie było wiadomo, z którą panią był akurat" - stwierdziła Magda Zawadzka, opowiadając o nim autorom książki "Dożylnie o Dudku Edwardzie Dziewońskim". "Dopiero po ślubie z Ireną ten problem się skończył" - dodała.
Irenę Wilczyńską, lekarkę młodszą od niego o 23 lata, Dziewoński poznał w 1976 roku na imieninach u Barbary Borys-Damięckiej.
Telefon, który Edward Dziewoński wykonał chwilę później, zmienił jego życie. Lekarka przyjęła jego zaproszenie na kolację...
"Oznajmiłem, że nie lubię knajp i zaproponowałem kolację u mnie. Po trzech dniach przyszła, wypiła dużo whisky i została. Tak zaczęło się moje definitywnie ostatnie małżeństwo. Miałem, żeniąc się po raz czwarty, ponad 60 lat" - wyznał w autobiografii.
Aktor nie od razu chciał się z Ireną żenić. Z oświadczynami zwlekał aż dwa lata. Do tego, że powinien ją poślubić, bo to kobieta w sam raz dla niego, przekonał go jego przyjaciel Tadeusz Konwicki.
"Doprowadziłem go szczęśliwie do ołtarza z panią doktor" - wyznał w poświęconej "Dudkowi" książce nieżyjący już pisarz i reżyser, który miał okazję poznać wiele kobiet, z którymi aktora łączyło coś więcej niż tylko znajomość.
Edward Dziewoński nigdy nie krył, że jest wielkim koneserem kobiecych wdzięków i, widząc piękną dziewczynę, po prostu się w niej zakochuje. O swoich partnerkach mówił, że są jego przyjaciółkami.
"Lepsza krótka przyjaźń od długiej miłości" - żartował, dodając, że doświadczył oczywiście i jednego, i drugiego.
Zanim poznał doktor Irenę Wilczyńską, był już po trzech rozwodach i miał na koncie wiele romansów. Czwarta żona dała Dziewońskiemu wszystko, czego potrzebował do szczęścia, co nie znaczy, że po ślubie przestał oglądać się za innymi kobietami i adorować młodziutkie aktorki. Wie coś na ten temat... Katarzyna Skrzynecka, która - jeszcze będąc studentką warszawskiej szkoły teatralnej - wpadła w oko 70-letniemu wtedy "Dudkowi".
Edward Dziewoński poznał Katarzynę Skrzynecką w 1993 roku na przyjęciu u ich wspólnych znajomych. Był oczarowany urodą i doskonałymi manierami 23-letniej aktorki. Szukał akurat odtwórczyni tytułowej roli w spektaklu "Tessa", który zamierzał wyreżyserować dla Teatru Telewizji, ale gdy zobaczył Kasię, wiedział już, że nie musi szukać dalej.
Jeszcze przed premierą "Tessy" Dziewoński polecił Skrzynecką Kazimierzowi Kutzowi do roli w filmie "Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza", w którym sam miał wcielić się w głównego bohatera. Stworzyli na ekranie wspaniały duet. Zaprzyjaźnili się, ale na tym koniec... Podobno Dziewoński miał ochotę zacieśnić nieco więzi z Kasią, ale odradziła mu to kategorycznie Alina Janowska, z którą przyjaźnił się od pół wieku.
Tadeusz Konwicki potwierdził, wspominając "Dudka", że aktor był do końca życia lojalny swej ostatniej żonie. Irena Dziewońska wyznała po śmierci Edwarda, że bycie jego żoną było "swoistą misją".
Edward Dziewoński odszedł 17 sierpnia 2002 roku. Miał 85 lat.
Zobacz także:
- Katarzyna Skrzynecka i Edward Dziewoński: To było platoniczne zauroczenie
- Jacek Janczarski odnalazł szczęście przy Ewie Błaszczyk. Nie trwało to długo
- Grażyna Szapołowska i jej wnuczka postawiły na szczerość. Niespełnione ambicje to dopiero początek