Gwiazda "Złotopolskich" nie była przy swoim ukochanym, gdy umierał. Nie czuje winy
Małgorzata Rożniatowska mimo tego, że skończyła 75 lat, to nadal jest aktywna zawodowo. Aktorka znana z roli Elżuni Kleczkowskiej z serialu "Złotopolscy" wciąż ma w sobie wiele wigoru, co udowodniła, chociażby udziałem w filmie "Dalej Jazda!", który miał premierę kilka miesięcy temu. Aktorka nie traci szczęścia i radości, chociaż od 14 lat wiedzie samotne życie. W 2011 roku pożegnała bowiem swojego ukochanego męża, z którym wiązała ją szczególna więź.
Małgorzata Rożniatowska poznała swojego ukochanego jeszcze w czasie studiów. Adam Marszalik wypatrzył kobietę na zdjęciu z rocznika szkolnego i od razu się w niej zakochał. Po pierwszym spotkaniu oboje wiedzieli, że są sobie pisani. Aktorka do tej pory wspomina swój ślub jako jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu.
Mimo dość odmiennych, lecz równie twardych charakterów Rożniatowska i Marszalik znakomicie się dogadywali. Świetnie szło im nie tylko w życiu prywatnym, ale także zawodowym. Pewnego razu oboje pojawili się nawet na planie "Złotopolskich", których Małgorzata była gwiazdą. Adam dostał wtedy do odegrania epizodyczną rolę.
Niestety jednak w życiu rodziny wydarzyła się prawdziwa tragedia. W 2008 roku zięć aktorów zginął podczas wyprawy w Andy.
Kolejnym niespodziewanym wydarzeniem była śmierć Adama Marszalika, który odszedł z tego świata w 2011 roku, zaledwie trzy miesiące przed swoimi 70. urodzinami.
W dniu, kiedy Adam Marszalik leżał w szpitalu i umierał Małgorzata Rożniatowska była w pracy. Miała wtedy bowiem ważne zobowiązania zawodowe, od których zależała jej dalsza kariera.
"Pamiętam, że jeszcze dzień przed śmiercią, spytał się córki, czy mama powtórzyła tekst, bo dużo od tego przedstawienia zależało. Między innymi moja praca w Teatrze Dramatycznym. To był monodram 'Uwaga! Złe psy' Remigiusza Grzeli w reżyserii Michała Siegoczyńskiego" - wspominała aktorka w rozmowie z "PAP Life".
Rożniatowska doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w tamtej chwili powinna być przy ukochanym mężu, jednak wiedziała także że nie może zaprzepaścić swojej szansy zawodowej. Po latach sama przyznała, że zawód aktora wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, a najbardziej cierpią na tym najbliżsi.
"Dyrektor Tadeusz Słobodzianek zaprosił mnie, żebym tam zagrała i właśnie tego dnia przyszedł mnie obejrzeć. Grałam to przedstawienie z pełną świadomością, co się dzieje w moim prywatnym życiu. Ale co będziemy o tym mówić. Wielu aktorów, którzy stracili najbliższe osoby z rodziny, grało albo w dniu ich śmierci, albo w dniu pogrzebu" - mówiła.
Zobacz też:
Narzeczony porzucił dla niej dotychczasowe życie. Szybko okazało się, że samo uczucie to za mało
Najpierw rozstanie z Kubicką, a teraz Baron potwierdza doniesienia. "Może nie, że się zakochałem..."