Poznali się przypadkiem, zostali razem przez 50 lat. Tak Felicjan Andrzejczak mówił o żonie pod koniec życia
W środę, 18 września wieczorem polskie media obiegła smutna wiadomość. W wieku 76 lat zmarł Felicjan Andrzejczak, swego czasu wokalista zespołu Budka Suflera. Przez większość życia artysta był związany z ukochaną Jadwigą. Historia ich miłości jest zadziwiająca i jednocześnie godna pozazdroszczenia.
To jego głos wybrzmiał w słynnej piosence "Jolka, Jolka, pamiętasz" (sprawdź!). Prywatnie w sercu Felicjana Andrzejczaka mieszkała jednak nie Jolka, a Jadwiga, którą poznał zupełnie przypadkiem.
"Było trochę jak w filmach, zobaczyłem ją i od razu mi się spodobała. Zaczęliśmy się umawiać, rozmawialiśmy i wkrótce stało się jasne, że świata poza sobą nie widzimy. Decyzja o ślubie była prosta, zamieszkaliśmy razem w Świebodzinie, a wkrótce pojawiły się dzieci" - streścił kilkanaście lat swojego życia piosenkarz w ubiegłorocznej wypowiedzi dla "Dobrego Tygodnia".
Para pobrała się w 1970 r. Rok później 23-letni Andrzejczak został dostrzeżony na Ogólnopolskim Konkursie Młodych Talentów w Jeleniej Górze, gdzie zdobył trzecie miejsce za wykonanie utworu "Dziwny jest ten świat" (sprawdź!) Czesława Niemena.
Po ponad dekadzie występowania na dużych scenach i podejmowaniu różnorakich współprac, pod koniec 1982 r. dostał zaproszenie do pracy w zespole Budka Suflera. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę - Andrzejczak wypromował wraz z Krzysztofem Cugowskim co najmniej kilka wielkich hitów. Wcześniej jednak zajmował się czymś zupełnie innym.
Po ukończeniu technikum leśnego gwiazdor podjął naukę w średniej szkole muzycznej w klasie skrzypiec, a następnie kształcił się w studium nauczycielskim w Gorzowie Wielkopolskim. Pracę zarobkową rozpoczął właśnie jako nauczyciel w szkole muzycznej i placówce wychowawczej, a później też w domku dziecka.
Ciągle nie zapominał jednak o pasji do śpiewania. Utwory Niemena, które później przyczyniły się do jego pierwszego dużego sukcesu, śpiewał jeszcze amatorsko w latach 60. w trakcie nauki w technikum.
Finalnie to właśnie żona namówiła go do wzięcia udziału w Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1979 r. Andrzejczak wystąpił tam w sekcji "Premiery" z utworem "Peron łez" i zdobył wyróżnienie. Wtedy właśnie zaczął pracować w Warszawie, co młodej żonie pozostawionej z dwojgiem dzieci mogłyby się nie spodobać. Ale nie Jadwidze.
"Mam bardzo mądrą żonę. To ona była dla mnie motorem, który mi zawsze kibicował. Gdyby mi powiedziała na początku mojej przygody z muzyką, abym został w domu, z nią i z dziećmi, to bym posłuchał, ale ona zachęcała mnie do działania" - wyznał wokalista w tej samej rozmowie.
Choć mogła postawić mu ultimatum, Jadwiga nigdy nie narzekała na jego dłuższe wyjazdy. Widząc ogromną pasję i przede wszystkim talent męża, nie chciała stawać na drodze do jego spełnienia. Z ciepłej i poruszającej relacji Andrzejczaka wynika, że był prawdziwym szczęściarzem - zbudował długotrwałą i pełną zrozumienia relację z ukochaną kobietą.
"To właśnie jej miłość i wiara we mnie sprawiła, że wybrałem artystyczny zawód. Wiedziałem, że mam wsparcie i - co najważniejsze - nigdy nie usłyszałem żadnych pretensji na temat swoich częstych nieobecności" - zapewniał.
Piosenkarz starał się dawać jej tyle samo miłości, co otrzymywał. W rozmowie ze wspomnianym magazynem zapewniał, że zawsze pamięta o ważnych rocznicach i kupuje żonie prezenty. "Trzeba szanować swoje szczęście" - pouczał.
Wspólnie z Jadwigą stworzył wspaniałą rodzinę - para doczekała się dwojga dzieci i trojga wnucząt - która była dla niego najważniejsza. Ale bez wsparcia, szacunku i zaufania partnerki to by się nie udało. "Ona mi wszystko dała" - mówił w rozmowie z "Dobrym Tygodniem".
Zobacz też:
Majka Jeżowska w żałobie. "Moje serce dzisiaj pęka z bólu"
Nie żyje Zbigniew Lew-Starowicz. Wybitny psychoterapeuta miał 80 lat
Wieści o śmierci młodego polskiego bramkarza poruszyły cały świat. Miał całe życie przed sobą