Cugowski mówi o śmierci Andrzejczaka. Tak dowiedział się o jego odejściu
Nieco ponad miesiąc temu, świat obiegła smutna wiadomość o odejściu Felicjana Andrzejczaka. W jednym z najnowszych wywiadów, wspomnieniami o nim podzielił się Krzysztof Cugowski. Muzyk zrelacjonował m.in. moment, w którym usłyszał o jego śmierci.
Nie milkną echa śmierci wybitnego wokalisty - Felicjana Andrzejczaka. Artysta odszedł 18 września 2024 roku w wieku 76 lat. Były wokalista "Budki Suflera" wylansował takie przeboje jak: "Jolka, Jolka pamiętasz" czy "Czas ołowiu". Pogrzeb odbył się 23 września o godzinie 12:30 w kościele NMP Królowej Polski w Świebodzinie. Na ostatnim pożegnaniu pojawiła się plejada polskich gwiazd m.in.: Tomasz Zeliszewski, Mieczysław Jurecki, Joanna Dudkowska, Dorota Lipko czy Jacek Kawalec.
W rozmowie z "RMF FM", przyjaciel Andrzejczaka, piosenkarz Krzysztof Cugowski ujawnił, że bezpośrednią przyczyną śmierci artysty był udar.
"Wiadomo było, że nie jest dobrze. (...) Okazało się, że Felek nie zmarł na to, co mu dolegało, tylko miał udar i przez dwa dni nie wybudził się ze śpiączki" - wyznał.
Chociaż od śmierci Felicjana Andrzejczaka minął ponad miesiąc, wspomnienia o nim są nadal żywe. W ostatnim czasie, osobistymi relacjami podzielił się Krzysztof Cugowski, który w wywiadzie dla "Faktu" opowiedział o kontakcie z wokalistą. Okazuje się, że piosenkarz był wyjątkowo skromny i zupełnie niezadufany w sobie.
"To był bardzo miły i ciepły człowiek. Oprócz tego, że był świetnym wokalistą, był też skromnym, nienadętym gościem. I to był jego najpoważniejszy atut. W naszej branży o takich ludzi jest szalenie trudno. Są rzadkością. A Felek taki był" - wyznał.
74-latek podkreślił także, że Andrzejczak posiadał niesamowity talent. Jego głos hipnotyzował pokolenia.
"Tak, bo on był przede wszystkim jednym z nielicznych wokalistów, którzy mieli takie prawdziwe papiery na śpiewanie. On miał głos do śpiewania i pokazał, jaki on jest wspaniały, mocny i dynamiczny. Co nie jest częste na naszej scenie" - dodał.
Na koniec, Cugowski ujawnił moment, w którym dowiedział się o śmierci przyjaciela. To żona Andrzejczaka - Jadwiga poinformowała go telefoniczne o odejściu muzyka. Informacja była dla niego prawdziwym zaskoczeniem.
"Jego żona zadzwoniła do mnie i powiedziała, że Felek nie żyje. Ja nie wiedziałem, czy sobie żartuje, czy coś? Skąd taka nagła śmierć, jeszcze nie tak dawno się widzieliśmy. To było wielkie zaskoczenie i szok. Odszedł Człowiek, który miał predyspozycje do śpiewania i jeden z ostatnich, którzy po prostu potrafili wydać z siebie głos. I to jaki głos! Nikt go nie zastąpi" - podsumował.
Zobacz też:
Wzruszający gest przed pogrzebem Andrzejczaka. Niebywałe, jak oddano mu hołd
Andrzejczak zrobił to przed śmiercią. Przyjaciółka ujawnia nieznany fakt